środa, 15 października 2014

Rozdział XVI

     Następnego ranka czułam się wykończona. Na moich nadgarstkach nie było żadnych śladów, ale nie doszłam jeszcze do siebie, najchętniej nie wstawałabym z łóżka. Rahl chyba postanowił mi trochę odpuścić, przysłał nawet służkę ze śniadaniem, ale jego samego nie widziałam od wczorajszego dnia.

     Ponownie zasnęłam, ale po kilku godzinach obudził mnie Rahl. Byłam zaskoczona, kiedy zauważyłam, że słońce zaczyna zachodzić, wyglądało na to, że przespałam cały dzień, lecz nadal czułam się zmęczona.
     Zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Czy coś się zmieni? I co się stanie, kiedy dowie się o dziecku? Przecież w końcu się zorientuje, że coś jest nie tak, skoro wszędzie odstają mi kości, a brzuch jest wzdęty jak balon.
- Leanne, moi rodzice zaraz tu będą, musisz wstać - powiedział siadając na łóżku.
- Co? - zapytałam zaskoczona.
- Wczoraj dostałem od nich list, ale nie znalazłem czasu, żeby go przeczytać. Dasz radę wstać?
     Przez sekundę wydawało mi się, że widzę w jego oczach troskę, której nie dostrzegałam odkąd stał się wampirem.
- Tak
- Dobrze, przyślę do ciebie służące.
     Po tych słowach wyszedł, a za kilka minut w naszej sypialni pojawiły się dwie kobiety. Najpierw zajęły się moją twarzą, usilnie próbowały sprawić, by moja wyglądała zdrowiej, ale nie bardzo im się to udało. Potem pomogły mi ubrać czerwoną sukienkę, która wręcz na mnie wisiała. Zamierzały odziać mnie również w gorset, ale poprosiłam ich, by z niego zrezygnowały. Nie chciałam ściskać brzucha, wczoraj naraziłam moje dziecko na wystarczające niebezpieczeństwo. Przeżyło moją próbę samobójczą, ale mogła je osłabić. Chyba zorientowały się, że jestem w ciąży, ale nie dbałam o to, nie chciałam zrobić synowi krzywdy i to było dla mnie najważniejsze.

    Vivienne i Torin wydawali się bardzo szczęśliwi. Tęsknili jedynie za dziećmi, które pozostawili w domu, pod opieką służby. Uznali, że podróż byłaby dla nich bardzo męcząca. Udawałam zakochaną mężatkę, a rodzice Rahla zdawali się na to nabierać. Kolacja się kończyła, a ja byłam zadowolona z tego, że widzą w nas szczęśliwe małżeństwo, choć tak przecież nie było. Uwielbiałam ich i nie chciałam robić im przykrości. Wiedziałam, że oboje pragną dla syna szczęścia, a sam Rahl chciał nie chciał im udowadniać, że jest inaczej.
- Leanne dobrze się czujesz? - zapytała matka Vivienne, kiedy już wstawaliśmy od stołu.
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona - uśmiechnęłam się.
- Och! W ciąży to normalne. - Zaśmiała się.
- Mamo, o czym ty mówisz? - zapytał Rahl zirytowanym tonem.
- Nie powiedziałaś mu jeszcze?
    Wszyscy spojrzeli na mnie, podczas, gdy ja wpatrywałam się w podłogę bawiąc rąbkiem sukienki.
- Przepraszam was na moment - powiedział blondyn do rodziców i złapał mnie za rękę, po czym szybko poszliśmy do naszej sypialni..
    Serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłam odczytać z twarzy Rahla żadnych emocji. Nie wiedziałam czego się mogę spodziewać.
- Co to ma znaczyć?! Leanne, jesteś w ciąży?! - wykrzyczał łapiąc się za głowę.
- Tak - przyznałam cicho.
- Chryste, myślałem, że nie mogę być ojcem! - zaczął spanikowany. - Kiedy to się stało? Czy ono będzie człowiekiem, czy... - wpatrywał się we mnie, nie zamierzając dokończyć zdania. Wiedział, że zrozumiem go i bez tego.
- Zaszłam w ciążę wtedy, kiedy wróciliśmy od twoich rodziców. Wydaje mi się, że będzie człowiekiem. Moi przodkowie zakładali rodziny głównie z ludźmi, dlatego geny odpowiadające za magię są coraz słabsze i omijają co drugie pokolenie...
- Ale nie będzie takie jak ja? - przerwał mi.
- Chyba nie.
    Wypuścił z ulgą powietrze.
- Muszę się przejść. - Wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami.

    Mijały sekundy, minuty, godziny, a Rahl nie wracał. Oczekiwanie mnie wykańczało. Byłam zbyt zdenerwowana by zasnąć, mimo, że było już dawno po północy. Przemknęło mi przez myśl, że mój małżonek szuka właśnie kogoś, kto mógłby wymusić u mnie poronienie. Szybko ten pomysł odrzuciłam, lecz nie dawał mi spokoju, a im dłużej o nim myślałam, tym bardziej zdawał się prawdopodobny. Chciałam uciec, lecz zaraz uświadomiłam sobie, że nie mam dokąd... zresztą gdziekolwiek bym nie uciekła - on by mnie znalazł.

    Najkrótsza ze wskazówek zegara minęła właśnie wygrawerowaną na tarczy zegara trójkę, kiedy usłyszałam na korytarzu kroki. Po chwili drzwi się otworzyły, a do sypialni wszedł Rahl. Materac łóżka ugiął się pod jego ciężarem, dzięki czemu, wiedziałam, że położył się obok mnie. Moje serce zaczęło bić jeszcze mocniej.
- Śpisz? - zapytał półszeptem.
    Chciałam udać, że tak jest, ale wiedziałam, że wtedy bym nie zasnęła. Musiałam usłyszeć to, co miał mi do powiedzenia. Teraz. Dlatego przewróciłam się na drugi bok. W świetle księżyca widziałam jego błyszczące oczy wpatrzone w sufit. Wyglądał jak... człowiek... człowiek zmęczony własnym życiem.
- Jutro rano się spakujesz i przenosisz się do zakonu - powiedział bezuczuciowym tonem.
- Chyba sobie żartujesz! - odpowiedziałam z oburzeniem, podnosząc się do pozycji półsiedzącej.
- Leanne - zaczął siląc się na spokój - ja nie chcę wam zrobić krzywdy, a czasem naprawdę nad sobą nie panuję, nie możecie ze mną zostać!
    Milczałam.
- Będę płacił za wasze utrzymanie. Jeżeli będziesz chciała zostawić dziecko...
- Rahl, za kogo ty mnie masz?! - przerwałam mu ze złością.
- Cóż, bycie samotną matką z pewnością nie będzie łatwe...
- Nieważne. Nie pozwolę, żeby moje dziecko przeżywało to samo, co ja. Skoro nie chcesz się nim zająć...
- Leanne, do cholery! Ja nie chcę mu zrobić krzywdy, nie rozumiesz tego?! Chciałem się na tobie zemścić, za to co zrobiłaś, owszem, ale czasem moje zachowanie nie było spowodowane zemstą, a tym, że po prostu nad sobą nie panowałem, chcesz żebym pewnego dnia mu coś zrobił?! Uwierz mi, gdyby okoliczności były inne byłbym teraz najszczęśliwszym facetem na świecie, ale nie mogę.nim być.
    Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
- Powinnaś już spać. Musisz się wyspać. - Wstał z łóżka i ponownie gdzieś odszedł.
    Bałam się przeprowadzki. Zakon nie wydawał się być miejscem odpowiednim dla czarownicy, ale nie miałam wyboru. Rahl miał rację, nie mogłam narażać dziecka. Przymknęłam oczy, ale nie mogłam zasnąć. Kręciłam się na łóżku przez kolejne godziny. Czuwałam, jakbym uważała, że słońce nie odważy się wzejść na moich oczach. Nie wiem dokąd poszedł Rahl, ale gdy wrócił, był chyba przekonany że śpię. Położył się obok mnie i zrobił coś, czego nie robił odkąd przestał być wampirem. Objął mnie, kładąc ręce na brzuchu, a twarz tulił w moje włosy. Pomyślałam, że chciał po prostu się posilić, lecz byłam w błędzie. Jego zmysły były wyczulone i zapewne właśnie dlatego zorientował się, że nie śpię. Strach pojawiał się zawsze, kiedy blondyn był w pobliżu, a on jako drapieżnik doskonale to wyczuwał. Kiedy się ode mnie odsuwał, nie panując nad sobą, chwyciłam jego dłonie, ponownie ułożyłam na swoim brzuchu i nie puściłam, dopóki nie zasnęłam.
    Jeżeli naszej ostatniej wspólnej nocy chciał być jak najbliżej dziecka, nie chciałam mu tego odbierać.
    Nie chciałam też odbierać sobie ostatniego dotyku mojego dawnego Rahla, bo w tej chwili, z pewnością nie był bestią, w którą go zamieniłam...

~*~
Kompletnie nie chciało mi się pisać tego rozdziału, ale się zmusiłam, bo to nasze święto i nawet chyba nie wyszedł mi taki tragiczny, jak się spodziewałam.
Dziś, mija dokładnie rok odkąd na EFTW pojawił się prolog. Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle czasu :') Mam takie mieszane uczucia, bo z jednej strony pisanie tego opowiadania sprawiło mi wiele radości, ale jeżeli chodzi o moje życie, ten rok był okropny  i uświadamiając sobie, że moje piekło dopiero co się skończyło, podziwiam samą siebie, że to wytrzymałam, a uwierzcie naprawdę było mi ciężko i nie mam tu na myśli żadnych miłosnych pierdół.
Jest mi strasznie przykro, że teraz piszę go sama, ale nic na to niestety nie poradzę. 
Chciałam również poinformować o moim nowym blogu Where Love Is Lost, jest kompletnie inny niż ten, nie będę owijała w bawełnę, jest to ff z Niallem Horanem, dlatego też wątpię, że ktokolwiek z Was się nim zainteresuje, no ale zapraszam :)



Awwww! ♥ Ale ja podziękowania zachowam na koniec :)
~Aniaaa~

1 komentarz: