niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział XIV

     Cała lewa strona mojego ciała przylegała do ściany powozu. Chciałam być jak najdalej od mojego męża, który obecnie wpatrywał się w widoki za oknem i szkicował. W duchu dziękowałam losowi, że jest zajęty. Gdyby tylko zauważył jak się od niego odsunęłam, zaraz zacząłby się do mnie dobierać, tylko po to, żeby zrobić mi na złość. W ciągu tego miesiąca przekonałam się, że większość naszych zbliżeń była tylko po to, by zadać mi cierpienie. Czasem odnosiłam wrażenie, że musiał walczyć sam ze sobą, aby mnie dotknąć. Miałam spokój tylko wtedy, kiedy szedł się pożywić, co niestety nigdy nie zajmowało mu więcej niż godzinę.
Z ulgą zauważyłam, że naprawdę stara się nie robić ludziom krzywdy... pomijając mnie, oczywiście. W ciągu miesiąca zabił trzy osoby. Każda śmierć była dla mnie ciosem, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że spora część winy spoczywała na mnie, jednak miałam też świadomość, że mogło być gorzej. O wiele gorzej. Udawał, że go to nie obeszło, ale jego zachowanie mówiło co innego, a może to ja doszukiwałam się w nim wyrzutów sumienia?
     Oparłam głowę o szybę i przymknęłam oczy. Chciałam spać, ale obecność Rahla mi na to nie pozwalała. Nie mogłam stracić czujności. Co chwila zerkałam na niego upewniając się, że nadal szkicuje. Byłam okropnie wykończona, zmęczona i głodna. Co prawda nie głodził mnie. Jeździł ze mną do pobliskiego miasteczka na zakupy, jednak co z tego, kiedy nie umiałam przyrządzić jedzenia? Całe życie usługiwali mi inni... a w twierdzy byłam tylko ja i on... zresztą tak mnie wykańczał, że nie miałam siły zejść na dół do kuchni.

     Nawet nie otwierając oczu zaczęłam się szarpać, kiedy poczułam na swoim ciele czyjeś dłonie.
-Leanne! - warknął na mnie Rahl i dopiero wtedy uchyliłam powieki. Pierwsze co zobaczyłam to twarz blondyna na tle rozgwieżdżonego nieba. Chwilę mi zajęło, zanim zorientowałam się, że po prostu niesie mnie do domu. Najwyraźniej jednak musiałam zasnąć w trakcie podróży. Moja głowa bezwładnie opadła na jego klatkę piersiową i ponownie przymknęłam zmęczone oczy.
-Nie zasypiaj. Skoro już się obudziłaś to coś zjesz. Nie mam zamiaru cię zagłodzić.
-Nie śpię. - Odpowiedziałam niemal szeptem, choć czułam, że niewiele brakuje do tego, bym ponownie odpłynęła.
-Iris, przygotuj mojej żonie coś do jedzenia, byle szybko - powiedział wchodząc do salonu, gdzie czekała na niego część służby.
-A pan? - zapytała uśmiechnięta.
-Ja nie jestem głodny.
Służba opuściła pomieszczenie, a Rahl usadowił mnie przy stole.
Piętnaście minut później straciłam apetyt. Mimo wszystkiego, co zrobił mi Rahl, ciężko było mi przy nim jeść, wiedząc że on już raczej nigdy nie skosztuje normalnego jedzenia.

     Po upływie kolejnego miesiąca, byłam w fatalnym stanie. Zarówno psychicznym jak i fizycznym. Zaczęły się mdłości, bóle głowy, całodobowe zmęczenie... nie miałam żadnej pewności czy jest to wina ciąży czy tego, co wyprawiał Rahl. Miałam już naprawdę dosyć, a chwilami nie miałam już nawet sił się tym wszystkim przejmować.
     Zeszłam z fotela i wyszłam na korytarz, zamierzając udać się na spacer. Miałam nadzieję, że mojego męża nie ma w domu, jednak niestety ujrzałam go stojącego z Iris przy ścianie. Kobieta zalotnie się do niego uśmiechała, a on szeptał coś do jej ucha. Nie wiem, czy za wściekłość jaka mnie ogarnęła, mogłam winić szalejące z powodu ciąży hormony czy było to spowodowane czymś innym. Całkowicie straciłam nad sobą panowanie, nie wiedziałam co robię. Widziałam Iris wbrew sobie zmierzającą w stronę schodów. Widziałam, ale nie docierało to do mojego mózgu. Nie docierało również to, że to ja sprawiłam, że to zrobiła.
-Przestań, Leanne!
     Krzyk Rahla wyrwał mnie z transu. Odzyskałam świadomość i w tym samym momencie Iris sturlała się ze schodów. Parę sekund później my również znaleźliśmy się na dole. Kobieta leżała na posadzce, była wyraźnie wystraszona i chyba miała problemy z oddychaniem.
Zaraz zbiegła się służba.
-Dzwońcie po lekarza! - Krzyknął blondyn.
     Więcej nie byłam zdolna znieść i zemdlałam.

     Iris ledwie przeżyła upadek. Nie było wiadomo czy będzie mogła chodzić. Rahl zmodyfikował jej pamięć tak, aby nie pamiętała, że to ja jestem za to odpowiedzialna, a potem przyszedł na mnie nawrzeszczeć... nazwał mnie zabójczynią, a ja nawet nie miałam czelności zaprzeczyć. Prawie zabiłam dwie osoby... choć może nawet zgotowałam im życie gorsze od śmierci? Nie chciałam więcej zadawać cierpienia i tego wieczoru postanowiłam zrobić to po raz ostatni. Samej sobie.
     Nie była to pochopna decyzja. Przeanalizowałam przedtem całe moje życie. Matka, która zabiła się po moich narodzinach. Przybrani rodzice, którzy gardzili mną, bo byłam 'wiedźmą'. George, który przeze mnie był uznawany za wariata. Rahl, który przeze mnie odszedł, a jego ciało zajął jakiś potwór, a przynajmniej tak wolałam o nim myśleć. Potrzebowałam poczucia, że jednak da się mnie kochać... nawet jeśli było to kłamstwo. I wreszcie Iris... Ile jeszcze osób miałam zniszczyć? Nigdy nie zrobiłam niczego pożytecznego. Byłam tylko pasożytem, walczącym o przetrwanie, nawet za cenę cierpienia innych. Zbyt mocno mnie to przytłaczało.

     Wieczorem zasiadłam przy biurku Rahla, wzięłam papier listowy, pióro i napisałam kilka słów.

"Pewnie i tak mi nie uwierzysz, ale naprawdę nigdy nie chciałam Cię skrzywdzić. Iris również.
Teraz mogę Ci jednak obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobię.
Przepraszam za wszystko.

Leanne"                        

     Pewna swojej decyzji, poszłam do łazienki. Zaraz po wejściu do gorącej kąpieli, chwyciłam lusterko i je stłukłam. Chwyciłam największy kawałek i przecięłam najpierw lewy nadgarstek, potem prawy. Zanurzyłam ręce w wodzie, która zaczęła zmieniać barwę na czerwoną. Położyłam się w niej i czekałam na śmierć. Teraz przecież musiała nadejść.

***
Przepraszam za tak ogromną przerwę i za długość rozdziału. Miał być dłuższy, ale ponieważ pewien wątek niesłychanie beznadziejnie mi wyszedł, zrezygnowałam z niego, a rozdział to pozostałości. Napisałam go około dwóch miesięcy temu, ale miałyśmy z Kasią mały konflikt (przyznaję, z mojej winy, bo miałam zły dzień i odbiłam sobie właśnie na niej) i przyszłość EFTW stanęła pod znakiem zapytania. Udało nam się dojść do porozumienia, ale niestety Kasia znalazła pracę i muszę z przykrością poinformować, że los opowiadania jest niepewny. Kasia z trudem znajduje czas żeby ze mną w ogóle porozmawiać, więc kiedy już do tego dojdzie, chcę z nią porozmawiać od serca, a nie o blogu, wybaczcie. Mam nadzieję, że uda nam się to jakoś skończyć, bez półrocznych przerw (chociaż Kasia czarno to widzi). Bardzo mi zależy, żeby skończyć opowiadanie, ale nie chcę go kończyć sama. Jeżeli jednak moja towarzyszka stwierdzi, że nie będzie miała czasu, lub chęci i zrezygnuje, może będę musiała to zrobić. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo właśnie dzięki EFTW się tak naprawdę zaprzyjaźniłyśmy i chciałabym, abyśmy skończyły je razem. Muszę porozmawiać z Kasią i poinformujemy Was o wszystkim w następnej notce. 
Przepraszam jeszcze raz.
(kurczę, to prawie jak list pożegnalny Leanne, lol)
Do napisania!

2 komentarze:

  1. Nie wierzę, że Rahl aż tak się zmienił... Serio, teraz stał się prawdziwym potworem. Nigdy nie przypuszczałam, że może znienawidzić miłość swojego życia... A Leanne... Współczuje jej. Nie dość, że wszystko straciła, to jeszcze on wyrządza jej piekło. No i jeszcze ostatni moment! Wiem, że nie zginie, bo... to by było niemożliwe xd No wiem, marne wytłumaczenie, ale coś czuje, że to nie jest jej koniec. Ta... Jestem wielką miłośniczką happy endów, i ( przynajmniej według mnie) Rahl się zmieni, albo ona znajdzie lekarstwo. Ale najpierw on ją uratuje. Potem powie mu o dziecku, a to będzie dla niego jak szczał w wampirzą mordę :D Ugh... Moje przypuszczenia są fatalne xd
    Stęskniłam się za tym opowiadaniem, więc proooszę.... nie każcie mi tyle czekać na następny rozdział ;*
    Pozdrawiam
    Seo

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem kilka rozdziałów - mam wrażenie że nie miałaś pomysłu na wyjaśnienie dlaczego bohater wyruszył z domu. "nasza służąca zachorowała, nie wiemy na co i nie wiemy czy wszyscy domownicy, wraz z ojczymem i twoją matką się nie pozarażają, w ogóle nic nie wiemy; twoja matka bardzo się o ciebie martwi, więc wyjedź z domu gdzieś daleko, żeby martwiła się jeszcze bardziej, może przez ten czas się też zarazi" - dokładnie takie znaczenie ma ten prolog. Przyznasz chyba że to niezbyt logiczne?

    OdpowiedzUsuń