sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział XIII

      Mimo że nie pragnąłem już teraz tego ślubu, chciałem nim zrobić na złość dziewczynie. Sama myśl, że niedługo Leanne stanie się panią Rude, doprowadzało mnie do szaleństwa. Mam za dużo zmartwień, aby cieszyć się własnym ślubem...
      Nasze zaręczyny nie były szokiem dla nikogo. Szokiem natomiast była data zawarcia małżeństwa. Powinno się odczekać sześć miesięcy zanim poślubi się partnera bądź partnerkę. My nawet nie odczekaliśmy jednego. Ludzie jednak wręcz się cieszyli, że dwoje zakochanych zamierza się pobrać. Gdyby tylko wiedzieli jakie były tego okoliczności, na pewno patrzyliby na to inaczej. Sam zaś zachowywałem pozory i nie dałem odczuć nikomu, że jesteśmy nieszczęśliwi.
Rano obudziłem się z potwornym bólem głowy. Nie służy mi picie alkoholu. A czasami naprawdę była to ucieczka od wszystkiego. To kolejna rzecz, z której będę musiał zrezygnować.
Siedziałem przez dłuższą chwilę po przebudzeniu na łóżku i oczekiwałem na śniadanie. Po chwili zrozumiałem, że i tak go nie zjem, bo już jeść rzeczy "normalnych" nie mogę. Kolejny minus bycia potworem jakim się stałem.
     Dni do mojego ślubu i wesela skracały się w niewyobrażalnie szybki sposób. Z jednej strony chciałem mieć już to za sobą, ale cały czas towarzyszyła mi myśl, że już wkrótce ta decyzja może mieć tragiczne skutki. Nie tylko dla mnie. Cieszyłem się więc każdą sekundą, minutą, godziną bez Leanne. Nie wiem czy jeszcze będę potrafił ją pokochać, tak jak kochałem ją wcześniej. Teraz jednak chyba oboje darzymy się nienawiścią i wobec siebie pozostaniemy nieufni.
Jeszcze parę miesięcy temu oddałbym swoje życie za nią. A zostało mi odebrane, bo Leanne chciała się zabić. Dziwny zbieg okoliczności. Ale co jeśli ona mówiła prawdę? Jeśli to ja ją bardziej skrzywdziłem...?
Nadszedł w końcu dzień, w którym powiedzieliśmy sobie sakramentalne "tak". Nastał początek końca...
       Przygotowania trwały cały tydzień. Trzeba było ozdobić kościół, wejście przed kościołem, odwiedzić pastora, który udzieliłby nam ślubu. W tym wszystkim pomagał mi Lars Lace. Jego żona była przekonana, że lepiej przyda się Leanne, która na ten czas mieszkała w swoim rodzinnym domu. Może to i lepiej. Mniej stresu - zawsze jakiś tam plus. No cóż... Moi wspaniali rodzice również pomagali, ale w miarę swoich możliwości, chociaż raczej większą uwagę poświęcali dziewczynkom niż mnie. Nie jestem im w żaden sposób na nich wściekły, ani nic z tych rzeczy, ale myślę, że przysporzyłem im zbyt wiele trudu jak na taką ilość zdarzeń. Sam nie przypuszczałem, że to się tak wszystko potoczy. Byłem ciekaw tylko do jakiego stopnia to wszystko się posunie.
Skromny kościół przed dzień ślubu przeobraził się w bogaty kościół, pełen własnoręcznie zdobionych i zawieszonych ozdób, a przed nim na ziemi został rozciągnięty biały satynowy dywan. Był ukwiecony, a każdą ławeczkę zdobił mały stroik, który dodawał charakteru całej tej sytuacji oraz maleńka karteczka z imieniem i nazwiskiem dla zaproszonych gości. Gości była niezliczona ilość. Nawet George się tam znalazł. Z tego co mi wiadomo, miał się pojawić w towarzystwie uroczej czternastolatki. Skąd on ją wytrzasnął? Mniejsza o to. To nie on będzie gwiazdą jutrzejszego dnia. A w razie problemów dyskretnie go zabiję.


-Nie mam już pieniędzy na dorożkę, a tym bardziej na powóz. Wszystko wydałem na córkę... na was. Nie stać mnie już, naprawdę - Lars rozłożył ręce ze smutną miną.
-Niepotrzebnie się kłopoczesz. W końcu mówiłem, że ja też się wyłożę z pieniędzmi. - Mówiłem dość szybko, bo nie chciało mi się tam już stać ani myśleć.
-Och... Czasami mam wrażenie, że jesteś za dobrą partią dla mojej córki. Przykro mi, że spotkało cię tyle przykrości z naszej strony kiedyś. Jeśli trzeba - pożyczę pieniądze.
Dopiero teraz przejrzał na oczy? Niewdzięcznik. Po tym wszystkim dalej nie odmówiłem zaślubin. Powinno mu ulżyć na sercu.
-Mówiłem już, nie zaśmiecaj sobie tym głowy. Zajmę się tym.


     Czas płynął tak szybko, a rzeczy do załatwienia ciągle przybywało. Kreacje, weselne szaleństwa, bukiety, jedzenie i wiele wiele innych, sprawiło, że oszalałem i musiałem odetchnąć. W dodatku byłem głodny. Na domiar złego moja "ludzka powłoka" dobiegała końca i na nowo potrzebowałem "wyglądać jak człowiek". Potrzebowałem Leanne. Cholera!
-Rahl, zechcesz popilnować przez moment dziewczynek? Muszę znaleźć ojca i trochę z nim podyskutować. W dodatku jestem zmęczona, ale obiecuję, to potrwa chwilę. - Matka stała w progu w niebieskiej sukni.
-Chciałbym pomóc, ale właśnie wychodzę... Moja służba na pewno się nimi zajmie. Przepraszam, ale to pilne - pocałowałem ją w policzek i przeszedłem obok.
-Jesteś taki zimny...
-Wydaje ci się mamo - lekko się uśmiechnąłem.
-Może... może ty masz gorączkę. Albo to przez stres.
-Wszystko w porządku. Wrócę niedługo.
     Spieszyłem się powitać swoją przyszłą żonę w jednym celu. Żeby mnie ugościła i dała to czego teraz potrzebuję najbardziej. Krwi. Zanim jednak zamachnąłem się, aby zapukać usłyszałem pewną rozmowę...
-...dobrze, że wydajemy ją za mąż...
-...taki wstyd przed ludźmi...
-...kto by pomyślał, że to czarownica...
Zorientowałem się, że Lars i Gabrielle urządzili sobie małą pogawędkę. Coraz bardziej się we mnie gotowało. Postanowiłem wejść przez okno. Musiałem jednak być ostrożny, ponieważ przy zapalonych świecach dziewczyna mierzyła suknię i ktoś wyraźnie jej towarzyszył.
-Doprawdy nie rozumiem jak panienka przez tydzień mogła tak przybrać na wadze! Przecież ja teraz nie mogę zapiąć sukni!
Jedno trzeba było przyznać. Zdobiona suknia przypominała suknię dziewcząt, które nosiły takie na dworach. Była niemal identyczna. Nawet Leanne wyglądała w niej pięknie, zmysłowo... bardzo kobieco.
-Zaraz się rozpłaczę... - dziewczyna głośno westchnęła.
-Teraz już nie ma co płakać. Trzeba mniej jeść! - Jej służka na nią krzyczała.
-Gdyby to o jedzenie chodziło... - Leanne się poddała i ściągnęła suknię ukazując krótką halkę, która opadła jej z ramienia. -Zostaw mnie samą. Wyjdź.
     Służka wyszła i kiedy zamykała drzwi, postanowiłem wejść już do środka jej pokoju. Stanąłem bezszelestnie tuż za Leanne. Poprawiła ramiączko i w tym samym momencie jej oba ramiączka zsunąłem do połowy jej ramion, obejmując jej piersi mocno i namiętnie.
-Co do...?!
Zawstydziła się i powrotnie umieściła ramiączka na ich miejscu.
-Nie powinieneś tak wchodzić ani tak robić!
-A ty powinnaś się już przyzwyczajać. Nie takie rzeczy będą cię spotykać... - Zmierzyłem ją z góry na dół, a ona zakryła się rękami i szybko wyszukała koc, którym jeszcze szybciej się owijała.
-Nie będę się do niczego przyzwyczajać! Wynoś się, bo inaczej zawołam...
-Kogo? Służkę? Przywołasz mi jedzenie? Cudnie! - Stanąłem przed nią. -Nakarm mnie.
-Nie jestem na twoje zawołanie - odsunęła się myśląc, że to dla niej bezpieczna odległość.
-Nie proszę o wiele.
Dała mi to czego chciałem. Odzyskałem ciepło i rumieńce. Przypominałem człowieka.
-Dobrze się przyszykuj. Dasz mi jutro dokładnie to, czego teraz bardzo pragnę. Rozkosz i twój koniec. Dobranoc księżniczko.
Zostawiłem ją bliską płaczu.
Nastała noc, a po niej najgorszy i zarazem najlepszy dzień w moim życiu.
     Obudził mnie śmiech Heleny i małe rączki Laveny na twarzy. Oznaczało to, że właśnie świta, jest sobota i czas na ożenek. Niezdarnie założyłem ubranie codziennie i pognałem na dół do gabinetu. Zostawiłem zapisane na karteczce swoje upodobania odnośnie przybycia po weselu. Stwierdziłem, że nie ma większego sensu przybywać do mojego domu w czasie nocy poślubnej oraz na czas podróży poślubnej. Postanowiłem zakupić małą twierdzę w wysokich górach na miesiąc poza obrębem Darknesslandu. Twierdzę otaczała bujna zieleń, olbrzymie drzewa i krzewy i dość wysoki mur, przez który ciężko się komuś przedostać. Tak, zdecydowanie był to mój prezent dla niej. Miesiąc tortur zdala od rodziny. Na karteczce była napisana moja prośba, aby rzeczy niezbędne i najważniejsze się tam znalazły. A ponieważ byłem ciekaw co u narzeczonej, wymknąłem się z domu i przyglądałem się przygotowaniom - jak jej idą i w czym najlepiej sam mam się pokazać, żeby się do niej dopasować.
Uroku dodawała jej niebieska spinka w jej rudych falowanych włosach, które jak sądziłem, upnie na czas ślubu. Myliłem się. Może tak się pewniej czuje. Wróciłem do siebie i zacząłem się szykować...


     Goście oczekiwali z wielkim zapałem i humory im dopisywały. Młodsze pokolenie goniło przed kościołem, kiedy zajechaliśmy dorożką aż po sam satynowy biały dywan. Leanne nie okazywała emocji. Jej twarz była bez wyrazu, ale wiedziałem, że to jest również i jej najgorszy dzień w życiu. Nie trudno się domyślić. Wysiadłem pierwszy i wyciągnąłem do niej dłoń, tak aby mogła wysiąść i poczuć się jak prawdziwa księżniczka. Kiedy postawiła stopę w białym jak puch pantofelku na dywanie, poczuła się pewniej. Spojrzała mi głęboko w oczy, które starały się mówić "mimo wszystko ci ufam" i szybko je odwróciła. Rozległy się brawa zanim zdążyliśmy wejść do środka.
Na samym przodzie ustawione były dwa krzesła oplecione czerwonym materiałem z białymi wstawkami. Zasiedliśmy na nich trzymając się za ręce.
-Zebraliśmy się tu wszyscy, aby być świadkami połączenia tych dwojga w wielkiej miłości, którą postanowili zapieczętować małżeństwem. Nie ukrywam zdziwienia, bo od początku wierzyłem w waszą miłość drogie dzieci - pastor popatrzył na nas, a my na siebie. -Powstańmy więc.
Po skończonej przysiędze, gdy wyszliśmy poza mury kościoła, obrzucono nas ryżem i to był drugi moment w tym dniu, w którym ją pocałowałem. Nie starała się protestować.
Po weselu zabrałem ją do twierdzy dorożką. Przekroczyliśmy próg jak przystało na nowożeńców. Od razu zaniosłem ją do sypialni i rzuciłem na łóżko.






1 komentarz:

  1. O matko... Napisała taki długi komentarz, a teraz patrze, że wgl się nie dodał -.-
    Niestety, teraz nie mam zbytnio czasu, więc streszczę się i nadrobię w następnym rozdziale :*
    Nie wierze w tą przemianę Rahla... Przecież był taki zajebisty, a teraz niezły z niego dupek :c No cóż... moje plany by go w przyszłości poślubić, legły w gruzach xd Myślałam, że jeszcze coś z niego będzie, gdy sam zaczął rozmyślać nad swoją przemianą. W końcu to ona chciała się zabić, a to był zwykły przypadek, że sam o wypił. W zasadzie, sam jest sobie winien. Wciąż liczę, że on się zmieni, albo ona się zmieni... Nie chce rezygnować z takiego fajnego męża xd
    Pozdrawiam :*
    Seo.
    PS. Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się nieco wcześniej :)

    OdpowiedzUsuń