poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział V

     Nie jest prawdą, że kobiety nie mają siły. Siła ich uwodzenia jest tak ogromna, że mógłbym ją porównać do sztuki kochania. Sam się zresztą o tym przekonałem. Ten moment, kiedy zdecydowała się dopiec George'owi, był jak dotąd najlepszym, co mogło mi się zdarzyć, znajdując się obok niej. Jej dłoń na mym policzku... Jej ręce zawieszone na mnie... Jej gorące usta złączone wreszcie z moimi w gorącym i jakże namiętnym pocałunku... Czy... ona coś ukrywa?
Niedzielne obiady nie mogą przejść niezauważone.

     Przez kolejne dwa tygodnie nie ujrzałem dziewczyny. Zatraciłem się we własnym świecie. Wgłębiałem się w sztukę pisania, gdyż postanowiłem, że zacznę pisywać rzeczy, które w mej duszy są głęboko ukryte. Oczywiście pod pseudonimem. Nie chciałbym, aby ludzie przez moją własną fantazję, którą mam w głowie, oceniali mnie na ulicy. Nie jestem typem człowieka zatraconego, lecz trochę zagubionego. Prócz Leanne nie znam tu nikogo zbyt dobrze.
Część mnie pragnęła odwiedzić rodzinne strony. Pojechać i zostać na dłużej. Nie dostałem żadnego listu i bardzo się martwię. Mój list doszedł na pewno.
Pełen pozytywnych myśli usiadłem tuż za biurkiem. Otworzyłem szufladę i wyjąłem z niej parę kartek, atrament i pióro. Zamknąłem się w gabinecie i zacząłem tworzyć.
     Moją wenę i kompletną ciszę przerwało gromkie stukanie do drzwi.
-Wejść - odrzekłem.
-Proszę wybaczyć, że przeszkadzam, ale dostarczono nam dzisiaj list, który mieliśmy przekazać w pańskie ręce. - Iris podała mi znajomo wyglądający kawałek papieru.
-Skąd ten list?
-Z Miragville.
Wstałem najszybciej jak potrafiłem i niezdarnie rozdarłem kopertę. Odprawiłem Iris i badawczo przyglądałem się pochyłym literom na papierze zanim jeszcze zacząłem czytać.


Synu!
Cieszę się ogromnie za list otrzymany od Ciebie. Wreszcie wiem na jaki adres mogę przysyłać wieści z Twego rodzinnego domu. A musisz wiedzieć, że nie dzieje się w nim nic dobrego.
Zapewne pamiętasz służkę Twojej matki. Adain zmarła niedługo po Twym wyjeździe. Matka wpadła w rozpacz. Nie potrafi poradzić sobie z jej śmiercią. Dopadła ją depresja. Jest naprawdę w kiepskim stanie psychicznym.
Ciąża zaczyna ją przytłaczać i tłumi w sobie emocje. Wiem, że jest jej ciężko. Przestała już dzielić ze mną swoje pasje. W najprostszy sposób ze mną rozmawia, wypowiadając jedynie krótkie wyrazy takie jak "tak" i "nie". Coraz bardziej się od siebie oddalamy. Czuję, że przestaliśmy sobie ufać.
Nie ukrywam, że wygląda coraz gorzej. Bardzo szybko schudła. Do granic możliwości. Jej oczy są puste. Martwe. Popuchnięte. Nie widzę w nich swojego odbicia. Policzki zapadnięte, a cera przybrała inny kolor. Przypomina zmarłą osobę, która przedostała się na stronę żywych i próbuje funkcjonować.
 Obawiam się najgorszego. Obawiam się, że niestety również i ją dopadła choroba. Dzięki Bogu, dziecko wykazuje chęć życia. Myślę, że to jeszcze tylko dla niego żyje.
Nie chcę Cię smucić, ale coraz częściej myślę o tym, że któregoś dnia odejdzie, a ja przegapię moment jej śmierci. Czuwam cały czas, ale jest to trudne i wymaga odwagi, bo spojrzeć prosto w twarz osobie, która umiera - nie jest wcale łatwo. Wszyscy wokół umierają. Choroba nie jest znana, a wciąż się szerzy i nie ma na nią lekarstwa. Tak bardzo się boję...
Mam nadzieję na Twą szybką odpowiedź.
 Kocham Cię i ściskam czule.
Torin.
     Z oczu popłynęła mi gorąca łza. Oczy zaczęły mnie piec, a policzek palić, bo jestem tu i nic nie mogę zrobić. W tym momencie byłem wściekły na cały świat, że spotkało to moją rodzinę. Zazwyczaj tak jest, że pada na ludzi, którzy żyją w miłości. Pragną szczęścia...
W złości szarpałem za zasłony, które w końcu zerwałem, rzucałem krzesłem, atramentem, szklanymi rzeczami dopóki nie upadłem na podłogę i dopóki moje oczy nie wypełniły się ponownie łzami.
Trwało to może z 15 minut.
-Iris! Iris gdzie jesteś?!
-Jestem. - W jej oczach narodziło się przerażenie. Nie spodziewała się, że w takim stanie zastanie gabinet po przeczytaniu jednego listu.
-Spakuj mnie. Najlepiej tak, abym jutro mógł wyruszyć. Jadę do domu.
Zapomniałem o Leanne i innych błahych problemach. Nie liczyło się nic poza moją rodziną. Przynajmniej w tamtej chwili.

     Nazajutrz rano dokonywałem jeszcze pakowania swoich drobnych rzeczy osobistych.
Wyszedłszy za ogrodzenie mej posiadłości zobaczyłem Leanne. Tylko jej mi teraz brakowało.
-Witaj Rahl. Słuchaj ja... chciałam cię przeprosić za niespodziewany pocałunek... Rozumiesz... Nie miałam wyjścia. - Wydukała jak dziecko, które rozpacza, że zrobiło coś złego i boi się przyznać.
-Nie ma sprawy. Rozumiem. - Ominąłem ją i ostrożnie włożyłem walizkę do środka.
-Wyjeżdżasz?
Odwróciłem się do niej chwytając ją za ręce i patrząc jej głęboko w oczy wyznałem:
-Muszę. Sprawy rodzinne. Nie będzie mnie przez jakiś czas, więc masz o jednego adoratora mniej. Przepraszam, już na przyszłość, że w najbliższych dniach nie oswobodzę cię być może z uścisku kłamliwego chama i prostaka George'a. Nie trać głowy, bo nie warto przejmować się jednym opryskliwym natrętem. Wrócę niedługo.
Na koniec pocałowałem ją czule w czoło. Musiała się poczuć jak najpiękniejsza kobieta na świecie i w dodatku bezpiecznie, bo ja nad nią czuwam i wie, że nic złego jej się nie przytrafi.
-Leanne, nie bój się o swe zaręczyny. ponieważ nie odbędą się beze mnie. Wiem to od twojej matki. I nieskromnie powiem, że kiedy byłem z nią na górze, próbowała mnie uwodzić. Nie miej jej tego za złe. Każdy potrzebuje odmienności. Wiem to i widzę po sobie. - Posłałem jej promienny uśmiech.
-Rahl, jesteś taki niedyskretny i taki pewny siebie! Powinnam uderzyć cię w twarz, ale ostatnio w mojej obecności jakoś za często obrywasz. - Jej głos był taki triumfalny.
-A ty mdlejesz. - Chciałem zabrzmieć śmiesznie, lecz ona tylko pociągnęła za mój rękaw i odepchnęła mnie nieznacznie.
-Coś za coś Rahl. Miłej podróży i wracaj szybko.
Wsiadając nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ta dziewczyna wyraźnie ze mną flirtowała. Ale boi się przyznać, że coś do mnie czuje. A może to ja źle interpretuję?

     Podróż przebiegła bardzo szybko. Kiedy usłyszałem, że już jesteśmy na miejscu, pobiegłem najszybciej jak potrafiłem do rodzinnego domu.
Na mój widok bardzo ucieszył się mój ojciec. Uścisnął mnie jak równego sobie i zaprowadził do matki.
Widok był straszny. Jej twarz... oczy... Wszystko się zgadzało. Torin nie kłamał.
-Rahl! Jak miło cię widzieć! - Wyciągnęła do mnie swoje ręce i pocałowała mnie w policzek.
-Ciebie też. Masz już całkiem spory brzuch -uśmiechnąłem się do niej i pogładziłem po brzuchu.
Położyła swą rękę na mojej i powiedziała, że spodziewa się bliźniaków. Szok, którego doznałem był jednocześnie spełnieniem moich marzeń, ale i przeczuciem najgorszego, gdyż wyglądała na chorą i dzieci mogły urodzić się martwe.
-Dlaczego, Torinie, napisałeś, że dziecko wykazuje oznaki życia skoro to będą bliźniaki?
-Nie chciałem cię wcześniej straszyć, a teraz przynajmniej masz niespodziankę - poklepał mnie po ramieniu.
-Och... Mam wam tyle do opowiedzenia!
-Nie sądziłem nawet, że przyjedziesz. Teraz jest okazja do nadrobienia spraw. -Powiedział ostatnie zdanie i ruszył do kuchni zapewne ogłaszając, że wróciłem.
To prawda, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Tęskniłem za tym miejscem i to bardzo.

     Przy rodzinnej kolacji dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy.

Słuchałem ze strachem, co choroba wyrządziła tutejszej społeczności. Nikt nie wie co to za choroba. Nikt nie wie jak z nią walczyć i czemu dopadła akurat to miejsce.
Swoją drogą... matka nie wyglądała jak chora, ale jak zmęczona. Trzeba było to zmienić. 
-Rahl, no i jak ci się tam powodzi?
-Nie jest najgorzej, ale i najlepiej też nie. Mam swoją rezydencję, służbę. Do wszystkiego praktycznie mam blisko. Poznałem kilku ciekawych ludzi. Rozwijam się. Tworzę. Ostatnio zacząłem również pisywać. A co do obrazów, nawet żadnego nie sprzedałem, ale zaciekawiłem tymi obrazami matkę dziewczyny, którą pokochałem. - Opowiadałem i w momencie, w którym postanowiłem powiedzieć o Leanne nagle wszyscy przestali jeść.
-Pokochałeś? - ojciec zapytał z niedowierzaniem.
-Tak... Jest naprawdę piękna. Ma długie, kręcone, rude włosy, nieziemskie oczy, usta ciepłe jak... - przerwałem, nie wiem czy oni chcieliby o tym usłyszeć.
-Nie wierzę. Przecież niedawno chciałeś tylko podróżować. O ożenku nie chciałeś słyszeć. Nagle mówisz, że się zakochałeś? Rahl! Na miłość boską! - Wiedziałem, że ojciec stracił panowanie nad sobą, bo wywinąłem się z narzeczeństwa z Alamassie.
-Ja też tego nie pragnąłem ojcze... Serce nie sługa. Gdybym tam nie wyjechał i gdybym jej nie zobaczył, dalej pragnąłbym podróżować. - Na swoje wytłumaczenie miałem naprawdę mało argumentów.
-A ta dziewczyna... Ona cię kocha Rahl? - Vivienne próbowała wszystko załagodzić.
To było ciężkie pytanie. Co ja miałem odpowiedzieć? Miałbym powiedzieć, że jest obiecana innemu? Że nie chce w ogóle wychodzić za mąż? Że nie kocha nikogo? To jeszcze dziecko, które nie wie czego chce. Jest zbyt młoda na wszystko. Ale jej stan umysłowy, przypuszczam że jest bardziej rozwinięty od mojego. Ona ma wszystko. Klasę, urodę, jest inteligenta, ale w jednym miała rację. Zbyt młoda, żeby niszczyć sobie swoją przyszłość z George'm. Ja dałbym wszystko, czego by tylko zapragnęła. Nie psułbym jej planów. Byłbym przykładnym mężem może i nawet ojcem. Nie brakowałoby jej niczego.
-Myślę, że tak. Nie okazuje tego, bo jest dobrze wychowana - powiedziałem to bez przekonania.
-No dobrze, Rahl. Jeżeli tego chcesz... ja się nie będę wtrącał. - Ojciec się uspokoił, a matka odetchnęła z ulgą. Dałbym sobie rękę uciąć, że jej stan się poprawił.
     Kolacja dalej przebiegała bez większych uniesień. Rozmawialiśmy jak rodzina. Widocznie tego było im potrzeba.
-Minęło trochę czasu... Co z Alamassie?
-To delikatny temat, synu... - odrzekł mi Torin.
-Delikatny? Co z nią nie tak? Choroba ją zabrała?
-Wiesz... rozpaczliwie pragnęła małżeństwa.
-I co w tym złego?
-Chodzi o to, że... Owszem wyszła za bogatego mężczyznę. Wydawał się taki szlachetny, ale po tygodniu zaczęło się między nimi psuć. Zdradził ją, a ona nie wiedziała co ma zrobić. Nie chciała tego ciągnąć. Ponownie się pokłócili. I z tego co wiem od jej matki, to... Ten mężczyzna ją zabił, a później popełnił samobójstwo. - Matka posmutniała.
-To przykre...
-Czas zmienić temat, Rahl. Do kiedy planujesz zostać? - ojciec nabierał ponownie kęs potrawy do buzi.
-Tydzień czasu.
     Wspólne spędzenie czasu z nimi przy stole strasznie mnie zmęczyło. Chciałem się położyć i zasnąć.
     Rano zastanawiałem się czy się przejść czy nie.  Postanowiłem, że pospaceruję trochę.
Dawno nie widziałem tylu znajomych twarzy. Niestety nie wszyscy mogli być tu dziś z nami. W tym miejscu...
Odwiedziłem groby.
W południe i przez resztę dnia malowałem. Trochę mi to zajęło, ale byłem szczęśliwy, że udało mi się stworzyć arcydzieło. Powieszę obraz w rodzinnym domu.
Do końca tygodnia, czyli do końca wizyty tutaj, spędzałem czas z rodzicami tak często, jak było to możliwe. Ostatniego dnia wcale nie tęskniłem za Darknesslandem. Był tylko jeden powód, żeby tam wracać. Leanne.
    
-Szczęśliwej drogi! - uścisnęła mnie najpiękniejsza kobieta pod słońcem.
-Kocham Was! Do zobaczenia wkrótce.

     Wróciłem do Darknesslandu i nie zdążyłem nawet dobrze się rozpakować, gdyż zobaczyłem Leanne, która wcale nie wyglądała na szczęśliwą.
Okazało się, że wszystko za sprawą George'a. Przekonał jej rodziców, żeby zaręczyny odbyły się dziś wieczorem. Dobrze, że jestem na czas.
-Jak to?
-Sama nie mogę w to uwierzyć... Jestem załamana! Rahl obiecałeś mi, że do tego nie dopuścisz! Proszę pomóż mi! - Błagała mnie jakbym był ostatnią osobą, która może jej pomóc.
-Chętnie. Ale w przeciągu tygodnia już drugi raz jesteś dla mnie miła. To niesamowite...
-Rahl! - Wykrzyczała to tak głośno, że uwierzyłbym, że jestem z nią teraz właśnie w łóżku.
-Co z tego będę miał? - Zapytałem z nadzieją, że mnie zrozumie.
-Dozgonną wdzięczność młodej damy pragnącej cieszyć się życiem.
-Kuszące... bardzo kuszące. Przyjdę dziś wieczorem.
-Dziękuję...
Cóż. Nie widzę innego wyjścia jak tylko tam pójść i przeszkodzić w tym całym cyrku.

     Zaczęło się ściemniać, więc założyłem moje odświętne ubranie i obrałem kierunek zamieszkania Leanne. 

Kiedy się zbliżałem, ujrzałem George'a, który się wita z gośćmi. Ten facet ma tupet. Podobno miało być kameralnie. Widocznie chce, żeby wszystko było huczne. Tak jak jego porażka za piętnaście minut.
Zaczekam na odpowiedni moment.
George zamknął za sobą drzwi i zapewne przeszedł do sedna sprawy. Jest taki nadgorliwy, że nie zdziwiłoby mnie to, że właśnie próbuje zadać pytanie, które go połączy na zawsze z Leanne. Gdyby jednak mu się to udało, Leanne skończyłaby pewnie tak samo jak Alamassie.
     W środku zapanowała kompletna cisza i zdołałem usłyszeć, że głos chciałby zabrać George. Skradałem się po cichu, aby móc wszystko widzieć przez okno i przerwać w odpowiednim momencie.
-Dziękuję wszystkim za przybycie. To zaszczyt zostać wytypowanym na męża państwa córki - zwrócił się do Larsa i Gabrielle. - Dziś jest ten dzień, w którym zdałem sobie sprawę, że naprawdę kocham Leanne, chciałbym ją poślubić, mieć z nią potomstwo...
Oczy Leanne były wypełnione łzami. Nie z powodu szczęścia. Ze smutku, że jeszcze mnie nie ma.
-Dlatego... - ukląkł przed Leanne - Czy zostaniesz moją żoną Leanne Lace?
I to był ten odpowiedni moment.
Wkroczyłem.
Na mój widok dziewczyna omal nie zemdlała.
-Przepraszam za wtargnięcie, ale... obawiam się, że Leanne nie zostanie twoją żoną George.
George wstał i wściekły schował pierścionek.
-Nikt cię tu nie zapraszał, prostaku! - Wycedził przez zaciśnięte zęby.
Kilka pań z niedowierzania zakryło usta dłonią.
-Tak się składa, że niestety, ale ja i Leanne się kochamy, chłopcze i przykro mi, że wciąż do ciebie nie dociera, że Leanne jest moja.
Leanne złapała się za głowę i chyba nie była do końca przekonana czy improwizuję czy mówię poważnie.
-Chyba kpisz! 
-Wiem, że nie wierzysz.
Naszą ostrą wymianę zdań przerwał Lars.
-Panowie! Zlitujcie się! Rahl... miałem cię za profesjonalistę, a ty przychodzisz i burzysz wszystko na co z żoną pracowaliśmy! Domyślam się, że to szczenięca zabawa, dlatego proszę cię wyjdź i więcej nie przeszkadzaj.
Tak mało mnie znał... Nic o mnie nie wiedział. Nie wahałem się ani chwili dłużej, żeby go przekonać w jak dużym jest błędzie.
Chwyciłem Leanne w pasie, przysunąłem do siebie i zacząłem ją namiętnie całować. Zrozumiała o co mi chodzi i odwzajemniła mój pocałunek. Trwało to może z trzy minuty, ponieważ wszyscy zebrani byli oburzeni.
-Dosyć! Dosyć tego! Jeżeli myślisz Lars, że George poślubi Leanne, to jesteś w wielkim błędzie. Nie wyrażam zgody na ten ślub! - Krzyczał ojciec George'a.
-To nieporozumienie... nieporozumienie... - Ojciec dziewczyny nie wytrzymał i opuścił pomieszczenie. Wychodząc kazał Leanne opuścić dom. Zwyczajnie wyrzucił ją z domu. 
     Leanne poszła do siebie i szlochając zaczęła się pakować. Zapewniłem ją, że schronienie znajdzie u mnie. Jednocześnie  przyrzekłem, że jej nie dotknę. 
Ona się pakowała, a wzburzony George siedział na schodach. Zaskoczyłem go.
-Jesteś zadowolony PROSTAKU?! 
-Cóż... Leanne świetnie całuje, jest piękna, ciepła, delikatna... Szkoda, że nigdy się nie przekonałeś i nie przekonasz jak smakuje jej pocałunek. Ale ja ci powiem, bo nie jestem samolubem. Jest słodki jak miód. 
Wymierzył we mnie cios, ale nie trafił.
-Tak spieszno ci do walki? Dobrze.
Jak na kogoś, kto nigdy się nie bił, całkiem nieźle mi poszło. Mam mocne przyłożenie. Szkoda mi tylko ubrania George'a. Było naprawdę niesamowite. Teraz uszkodzone mu się już do niczego nie przyda. Cały zakrwawiony, mały George... Mocny w słowach, kiepski w bójce. To go kiedyś zgubi.
-Wracaj do domu. Jeszcze cię bardziej obije i zaczniesz straszyć miejscowe dzieci - poprawiłem rękawy i poszedłem na piętro do Leanne.
     Była prawie gotowa. 
-Nie wiedziałam, że to się tak skończy... - płakała siedząc na łóżku.
-Oni cię kochają. Zobaczysz... wszystko będzie dobrze. Chodź.
Próbowałem ją przytulić jako przyjaciel, a nie jako mężczyzna pragnący tylko jednego. Poczuła się bezpiecznie i wtuliła się głęboko w moje ramiona. Ta pozycja była idealna by móc pocałować ją w czoło. Ten moment był idealny mimo całego zamieszania. Po krótkiej chwili wypuściłem ją z mojego objęcia i zabrałem jej walizki. Schodząc z piętra, George już nie miał sił na wymianę zdań.
Zwyczajnie wyszliśmy.
Tak, to była huczna impreza. Taką, na jaką zasłużył sobie ten pijak.

5 komentarzy:

  1. I znowu pierwsza! :D
    Niesamowity zwrot akcji xd Myślałam, że jeszcze kilka razy się spotkają i dopiero potem zaręczyny, a tu proszę! Leanne będzie mieszkać z Rahlem :D
    Coś czuję, że nie do końca będzie umiał trzymać ręce przy sobie : *
    Rozdział świetny <3 Z niecierpliwością będę czekać na następny :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :3
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay, świetny kawałek :D Już się ślinię na następny, czuję, że Rahl (mój ulubieniec zresztą) będzie próbował co nieco uszczknąć z niewinności Leanne. I pewnie dostanie po nosie, co jeszcze wzmoże jego apetyt. Wydaje mi się, że będzie mu teraz łatwiej namówić dziewczynę do zaślubin, motywując ją tym, że dzięki niemu uniknie wstydu. Jeśli tak, to sprytna z niego bestia.
    Mówiąc o Leanne: co z jej darem? Wspomniałyście o tym wcześniej, na początku, i wszystko ucichło. W ogóle jestem ogromnie ciekawa, jak wygląda cała sytuacja z jej strony.
    A George powinien iść do obory, krowa byłaby dla niego najlepszą partnerką. Taką mógłby obracać, aż straci przytomność, i doczekać się pięknych Minotaurów, Tego mu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do mojej przedmówczyni: szkoda krowy... George nawet na nią nie zasługuje ;D
    A nie mógł od razu wejść na tą kolację, razem z wszystkimi? Ale mniejsza z tym... To wy prowadzicie to opowiadanie i nie chcecie, aby ktoś się wam wpierdzielał w nie :D
    Coś mi się wydaje, że Rahl powie jej rodzicom o swoim pochodzeniu i oni momentalnie przyjmą ją z powrotem :D Może nawet bez tego, bo przecież ją kochają :D
    Nawet jak będzie chciał uszczknąć z jej niewinności to ona mu uszczknie coś innego mocnym kopniakiem :P
    W następnym rozdziale będzie więcej o mocy Leanne?
    I do jasnej ciasnej co to za choroba?!
    I żeby było fajnie i mało oryginalnie z mojej strony (xD) powiem:
    Rozdział Świetny!
    Też żyję tą myślą :D Już odliczam czas, bo powrót do szkoły nie był fajny >.< nie ma to jak narazić się Katechetce =.="
    Moje też... będę pracować nad moim opowiadaniem :D
    Pozdrawiam Diaw

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam rozdział w nocy, ale nie lubię komentować z komórki, bo tam nie chce mi się logować, a nie lubię komentować bez mojej ślicznej Dee na ikonce. Rozumiecie, prawda? No więc może mi trochę rzeczy umknąć.. Rozdział... No cóż, mi by zapewne opisanie tylu zdarzeń zajęło z pięć, haha :D Chciałabym, żebyś zaczęła wprowadzać trochę opisów. Momentami mam wrażenie, jakbym czytała suche fakty. Z czasem Ci to będzie przychodziło bez trudu, tylko zacznij już próbować :) Co więcej, unikaj pomieszania czasów. Skoro całe opowiadanie jest w przeszłym, wtrącenie ,,martwię się'' jest nie na miejscu i osobiście razi mnie po oczach. Mam nadzieję, że z pokorą przyjmiesz rady cioci Mary_Jo :) Oczywiście to szczegóły, do których mam zwyczaj się przyczepiać. Co do fabuły, jestem zachwycona wątkiem miłosnym głównych bohaterów. Jeszcze bardziej faktem, iż razem zamieszkają. Moja wyobraźnia szaleje, więc lepiej nie pozwólcie mi czekać :) Sama się sobie dziwię, ale chciałabym, żebyście rozwinęły troszkę osobę George'a. Ciekawi mnie, co się z nim stanie.
    Życzę mnóstwa weny! :) x
    / coeursdepapier

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety zaczęłam od tego rozdziału, ale zaraz idę czytać poprzednie. Chociaż zanim to zrobię to pozwolę sobie skomentować. Treść mi się bardzo podoba, jest pomysł, nie ma błędów, lekko napisane, człowiek przy czytaniu się nie męczy. Najbardziej spodobał mi się list, może dlatego, że ja listów wtrąconych do opowiadania pisać nigdy nie umiałam. No i oczywiście dialogi. Ciekawe, z sensem. Ogólnie blog na piątkę. Będę odwiedzać. :)
    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do siebie. :)
    http://www.elficka-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń