niedziela, 9 marca 2014

Rozdział X

     Drżące dłonie Rahla błądziły po całym moim ciele. Próbował ułożyć mnie w takiej pozycji, aby obraz wyszedł jak najlepszy, jednak wyraźnie nie mógł się skoncentrować. Mimo że jeszcze kilkanaście godzin temu się kochaliśmy, teraz moje nagie ciało go krępowało. Jego policzki przybrały rumiany kolor, biło od niego ciepło, a oddech miał przyspieszony.
-Tak chyba będzie dobrze. - Odetchnął z ulgą, po czym spojrzał na mnie i posłał mi nerwowy uśmiech.
-Rahl - chwyciłam go za rękę, kiedy już zamierzał brać się do pracy. -Nie denerwuj się tak - pocałowałam go czule, po czym puściłam jego dłoń.
Zabrał się do malowania. Kilkanaście minut zajęło mu dojście do siebie. Widziałam, jak początkowo co chwilę coś poprawiał, drżące ręce nie ułatwiały mu zadania. Kiedy jednak przywykł do sytuacji, malował dość sprawnie. Ciekawość zżerała mnie od środka, zastanawiałam się jaki będzie efekt. Nigdy nie widziałam żadnego dzieła Rahla. Wiedziałam tylko tyle, że jest malarzem. Cicho westchnęłam, wiedząc, że będę musiała sporo poczekać.

     Zaparło mi dech w piersiach, kiedy Rahl skończył. Odziana w szlafrok wpatrywałam się we własną postać. Jestem skłonna stwierdzić, że namalował mnie lepiej niż wyglądam w rzeczywistości. Przyłożyłam dłoń do ust i jak zahipnotyzowana, wpatrywałam się w płótno.
-Co o tym myślisz? - zapytał drżącym głosem. -Nie wyszło tak jakbym sobie tego życzył... .
-Rahl! - Przerwałam mu. -Nie opowiadaj głupstw. To jest niesamowite. Nie przypuszczałam, że masz tak ogromny talent - odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy, które błyszczały radością.
-Cieszę się, że ci się podoba, a teraz ubierz się, proszę i zejdziemy na obiad, jeszcze nic dziś nie jadłaś.
-Nie jestem głodna. - Nie była to do końca prawda, jednak mój żołądek po wczorajszym winie, był w niezbyt dobrym stanie, bałam się przełknąć cokolwiek.
-Leanne, bez dyskusji.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju, który służył mi ostatnio, tylko jako garderoba. Byłam zmuszona posłuchać Rahla i już po kilkunastu minutach jedliśmy obiad z jego rodzicami.

   Po posiłku, wyciągnęłam Rahla na spacer po Miragville. Mimo że to Darknessland był moim rodzinnym domem, chętnie zostałabym tutaj na zawsze. Już zaczynałam tęsknić za tym miastem i za rodzinną atmosferą, jaka panowała u państwa Rude. Przez te dni, kiedy u nich byłam, okazali mi więcej miłości, niż moi rodzice przez całe życie. Może to dlatego, że nie byłam ich biologicznym dzieckiem, tylko pocieszeniem po poronieniu Gabrielle?
-Rahl, co się stało wczoraj na balu, kiedy ja już wyszłam? - zapytałam przypominając sobie o grupce rozchichotanych dziewcząt stojących wczoraj wieczorem przed pałacem.
-No cóż... zrobiłem George'owi mały dowcip.
-A konkretnie?
Rahl najwyraźniej nie miał ochoty się tłumaczyć, jednak to tylko wzmogło moją ciekawość. Wiedziałam, że zaraz mi wszystko wyśpiewa. Uległość Rahla wobec mnie wręcz mnie przerażała. Zrobiłby dla mnie chyba wszystko. Wolałabym, żeby znalazł sobie kogoś innego, chociażby głupią Iris. Iris przynajmniej by go nie skrzywdziła, a miłość do mnie była jak trucizna. Z pewnością mu zaszkodzi. Pytanie tylko kiedy.
-No... Gorgie chyba zgubił ubrania. - Blondyn złośliwie uśmiechnął się pod nosem, patrząc gdzieś w dal.
-Rahl! - Krzyknęłam oburzona, jednocześnie krzywiąc się na samo wyobrażenie nagiego George'a. -Boże, Rahl! - Zakryłam usta dłonią, próbując się nie śmiać, co kompletnie mi nie wychodziło.
-Masz rację Leanne, to był śmieszny widok.
-Daruj mi szczegóły, ciekawa jestem co na to Iris. Rahl, ale jak ty mogłeś go rozebrać? To obrzydliwe. - Skrzywiłam się.
-Może i tak, ale warto było. - Wyraźnie był z siebie zadowolony.
-Rahl, ale on się za to zemści - spoważniałam.
-Nic mi nie może zrobić.
-Nie znasz go Rahl.

-Leanne!
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą zatroskaną twarz Rahla. Moje serce biło zdecydowanie za szybko. Znów miałam koszmar. Co prawda, zaraz po przebudzeniu zapomniałam co mi się śniło, ale wiedziałam, że ten sen był jeszcze straszniejszy niż te, które dręczyły mnie wcześniej. Może to dlatego, że miałam kilka dni spokoju i musiałam za to odpokutować?
-Wszystko w porządku? - zapytał, a jego błękitne oczy błądziły po mojej twarzy.
-Tak, miałam tylko zły sen. - Odpowiedziałam ciężko dysząc. Nie mogłam się uspokoić, na dodatek doskwierał mi straszny ból pleców. Wracaliśmy właśnie do domu, a kareta nie była najwygodniejszym miejscem do spania.
-Krzyczałaś, Leanne i jesteś strasznie blada. Może powinnaś wybrać się do lekarza?
-Nie, nie trzeba, dziękuję. - Oparłam głowę o jego ramię i wlepiłam wzrok w zachodzące za polami słońce. Niebo i płynące po nim chmury, miały niesamowite kolory. Nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego. Jednak ten widok sprawił, że moje, nadal galopujące jak szalone, serce zakuło. Ogarnęło mną przeczucie, że po raz ostatni oglądam zachód słońca z taką beztroską. Choć nie można było nazwać tego beztroską... w każdym bądź razie wiedziałam, że jutro moje życie się zmieni. Zmieni na gorsze. Na piekło.

     Leżąc w łóżku, przewracałam się z boku na bok. Musiało być już późno. Kiedy wróciliśmy do Darknesslandu było już po zmroku. Zjedliśmy kolację, po czym każde z nas udało się do swojego pokoju. Uczucie, jako ogarnęło mnie podczas podróży, przykleiło się do mnie i nie chciało mnie opuścić nawet na sekundę. Czułam, że moja psychika powoli wysiada. Najchętniej skończyłabym ze sobą, jednak perspektywa śmierci przerażała mnie za bardzo. Odkąd tylko znalazłam się w łóżku, zastanawiałam się czy zabić się czy nie. Mimo że plusów takiego rozwiązania było więcej, nie mogłam zdobyć się na odwagę.
    Zapaliłam świecę i sięgnęłam po księgę od babki, którą zaraz po powrocie ukryłam pod łóżkiem. Sięgając po nią, natknęłam się też na moje zakupy. Wzięłam zarówno zioła, jak i księgę i położyłam je na stoliku, stojącym obok mojego łóżka. Znalazłam szybko odpowiedni rozdział i przygotowałam wszystko, co będzie mi potrzebne. Wysypałam ciemiernik* ze słoiczka, dzięki czemu miałam naczynie na napój. Musiałam zejść na dół po gorącą wodę, przy okazji wzięłam również nóż, aby mieć czym rozdrabniać rośliny. Całe szczęście nie spotkałam nikogo po drodze. Zresztą... zawsze mogłam powiedzieć, że parzę sobie zioła, gdyż nie mogę zasnąć. Gorzej jednak, gdyby ktoś zobaczył jak chodzę sobie po schodach z nożem i filiżanką gorącej wody. Zaledwie kilka minut zajęło mi sporządzenie eliksiru. Kto by pomyślał, że tyle wystarczy, aby odebrać komuś życie? Został mi tylko ostatni składnik. Podczas krojenia go skaleczyłam się w palec. Machnęłam jednak na to ręką i wsypałam ostrzeń* do słoiczka. Niestety do naparu dostała się również kropla mojej krwi. Uznałam jednak, że nie zmieni to jego działania.
     Podczas, gdy napój stygł, ja siedziałam na łóżku i płakałam. Bałam się śmierci. Miałam dopiero szesnaście lat. Nie zrobiłam nikomu nic złego. Jednak by dalej tak było, musiałam ze sobą skończyć. Nie chciałam nikogo skrzywdzić, a już na pewno nie chciałam skrzywdzić Rahla, który okazał mi tyle miłości. Rahl był idealny, ja na niego zasługiwałam. Wolałam aby cierpiał myśląc, że zabiłam się z powodu presji, jaką wywoływali na mnie rodzice, niż męczył się całe życie, bo zdecydował się je spędzić z kobietą, która okazała się wiedźmą. Wolałam umrzeć teraz, kiedy mnie kochał, niż za kilkadziesiąt lat, kiedy będzie mnie nienawidził za lata męki, które ze mną spędził. Podeszłam do okna. Elisir był już chłodny. Mogłam go wypić. Przyłożyłam do ust słoiczek, jednak stchórzyłam. Odstawiłam go z powrotem na stolik i ze łzami w oczach wyszłam z pokoju.
     Po cichu weszłam do sypialni Rahla, jednak mężczyzny tam nie było. Wycofałam się na korytarz i uchyliłam drzwi od jego gabinetu. Siedział przy biurku i zawzięcie coś pisał, popijając czerwone wino. Musiał byś strasznie zmęczony, nie usłyszał nawet, że idę w jego stronę. Kiedy znalazłam się tuż za nim, objęłam rękoma jego szyję i położyłam brodę na jego ramieniu. Najwyraźniej go wystraszyłam, gdyż podskoczył na krześle, kiedy tylko go dotknęłam.
-Chryste, Leanne, czemu jeszcze nie śpisz? - wyplątał się z mojego uścisku, po czym pociągnął mnie za rękę i usadowił sobie na kolanach.
Zanim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, odezwał się Rahl.
-Płakałaś. Co się stało? Znowu miałaś koszmar? - Pozwolił mi się w niego w tulić i pocałował moje czoło, kiedy ponownie się rozpłakałam. Jak on mógł kochać dziewczynę, która wiecznie była z czegoś niezadowolona, miała problemy z rodzicami, niemal co dzień płakała i była w stosunku do niego oziębła? Owszem, teraz już nie byłam, ale wcześniej? Na jego miejscu, uznałabym że mam jakieś problemy z psychiką i uciekła gdzie pieprz rośnie.
-Jutro stanie się coś okropnego. - Mówiąc to, patrzyłam mu prosto w oczy.
-Ale co?
-Nie wiem co, ale Rahl, mam takie silne przeczucie... na pewno jutro stanie się coś złego. - Dłońmi chwyciłam jego twarz, uniemożliwiając mu tym samym odwrócenie wzroku. Milczał przez chwilę, po czym westchnął i chwycił moje ręce.
-Leanne, nie dam zrobić ci krzywdy, jesteś przy mnie bezpieczna. Idź spać.
-I tak nie zasnę. - Wtuliłam się w niego, mimo moich słów, oczy same mi się zamykały. W nocy spałam krótko, moja drzemka w karecie szybko się skończyła, a dzisiejszego wieczoru moja czarodziejska natura nie pozwalała mi zasnąć. Ostatnio w ogóle nie sypiałam za wiele, a mój organizm domagał się snu.
-To poczekaj na mnie w sypialni, zaraz przyjdę, tylko skończę pisać.
Mimo że chciałam, nie mogłam się podnieść. Nie miałam siły. W moim organizmie znów działy się jakieś dziwne rzeczy. Chwilę później... sama nie wiem czy straciłam przytomność, czy po prostu zasnęłam.

-Leanne, obudź się. - Otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą smutną twarz Rahla. Wymusił uśmiech, ale nie dałam się nabrać. Usadowiłam się w pozycji półsiedzącej i wlepiłam wzrok w twarz blondyna, próbując coś z niej wyczytać.
-Co się stało, Rahl?
-Twoi rodzice przyjechali i chcą żebyś wróciła do domu.
Westchnęłam. Niby chciałam wrócić, ale teraz nie czułam się na to gotowa, najchętniej przełożyłabym ich przyjazd na przyszły tydzień. Nie spodziewałam się, że rodzice będą chcieli mnie zabrać zaraz po powrocie do Darknesslandu. Czy to dlatego wczoraj byłam taka niespokojna?
-Leanne, proszę cię, ubierz się i zejdź na dół. Służący mi mówili, że twoi rodzice już od kilku dni tu przyjeżdżali i dopytywali kiedy wrócisz. Twój ojciec się niecierpliwi, kazał cię obudzić, groził że przyprowadzi stróża, jeśli zaraz mu cię nie oddam.
Głos Rahla był cichszy niż zwykle, wiedziałam że jest on spowodowany smutkiem. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, byleby nie patrzeć na mnie. Nie sądziłam, że w ciągu kilkunastu dni można tak przywyknąć do czyjejś obecności, ale to również zadziałało na mnie. O ile wcześniej chciałam od Rahla jedynie spokoju, teraz najchętniej zostałabym z nim na stałe. Może nawet zbuntowałabym się przeciw rodzicom i uciekłabym z nim na drugi koniec Irlandii, ale ta cholerna magia mi nie pozwalała. Wiecznie musiałam uważać, żeby jej przypadkiem nie użyć. Nie mogłam zostać z Rahlem. Bogu dzięki, że spał kiedy niechcący rozdarłam poduszkę, samym tylko wzrokiem. Byłam tak zła, że moc skumulowała się właśnie w niej, niszcząc ją. Co jeśli Rahl pewnego dnia by to zauważył? Albo co gorsza, co jeśli skończyłby jak ta poduszka? Albo jeśli zrobiłabym krzywdę Vivienne, Torinowi czy dziewczynkom?
Bez słowa zeszłam z łóżka i udałam się do swojego pokoju. W pośpiechu założyłam na siebie suknię i przeczesałam szczotką włosy. Potem włożyłam do walizki księgę, zioła i słoiczek z eliksirem, kto wie czy się jeszcze nie przyda. Ustawiłam bagaż przy drzwiach. Wczoraj wieczorem nie miałam już siły się rozpakowywać, dzięki czemu nie musiałam się teraz pakować. Zeszłam na dół i skierowałam się do salonu, gdzie siedzieli moi rodzice wraz z Rahlem. Nie mieli szczęśliwych min na mój widok.
-Leanne, rozumiem, że możemy już wyjeżdżać. - Ojciec wstał z krzesła i po chwili to samo zrobiła matka.
-Ale... - zaczęłam. -Ja muszę się spakować. Zeszłam, żeby pokazać, że żyję, słyszałam że groziliście Rahlowi przyprowadzeniem stróża, więc patrzcie, żyję.
Ojciec zmierzył mnie wrogim spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
-Rahl, pójdziesz ze mną. - Powiedziałam do blondyna, chciałam z nim jeszcze porozmawiać zanim wyjadę.
-Kochanie, a po co ci Rahl do pakowania? - wtrąciła matka.
-Bo będę potrzebowała pomocy służby, a nie chcę się rządzić w nieswoim domu.
-Myślę, że jednak będzie lepiej jak Rahl zostanie i porozmawia z nami. - Ojciec był na mnie porządnie zdenerwowany, ale nie miałam zamiaru mu ustępować.
-Myślę, że jednak nie chcecie z Rahlem rozmawiać. To przez was wylądowałam tutaj, więc nie pozwolę, abyście jeszcze go męczyli.
Nie czekając na odpowiedź, chwyciłam Rahla za rękę. Był w lekkim szoku, ale posłusznie wstał i udaliśmy się na górę. Kiedy tylko znalazłam się w pokoju, w oczach zakręciły mi się łzy. Nie sądziłam, że spotka mnie tak chłodne powitanie ze strony rodziców. Byłam pewna, że nie przyjechaliby po mnie nigdy, gdyby nie mieli w tym jakiegoś celu... Wiedziałam, że go mieli i coś mi mówiło, że jest to związane z Creswellami.
Rahl usiadł na moim łóżku i wpatrywał się w podłogę. Ja zaś stałam przy drzwiach, co chwila na niego zerkając. Mieliśmy dla siebie tylko te kilkanaście minut, kiedy to niby się pakowałam i zamiast je wykorzystać, milczeliśmy nawet na siebie nie patrząc. Po kilku chwilach, ruszyłam się z miejsca. Usiadłam Rahlowi na kolanach. Dopiero wtedy na mnie spojrzał, ból był niemal widoczny w jego oczach. Serce mi pękało na ten widok, dlatego wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy.
-Dziękuję ci, Rahl, za wszystko. - Wyszeptałam i zacisnęłam ręce jeszcze mocniej na jego koszuli.
-Leanne... zostań ze mną.
-Rahl... gdyby to było takie proste, uwierz mi zostałabym... - zaczęłam.
-To zostań, uciekniemy gdzieś, do Miragville, gdziekolwiek zechcesz. - Przerwał mi desperackim tonem.
-Rahl, nie rozumiesz. - Ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy. -Nie znasz mnie, jeżeli z tobą zostanę, skrzywdzę cie, jestem tego pewna, gdyby tak nie było, to nawet zostałabym twoją żoną, gdybyś tylko zechciał. Nie zasługujesz na ból, więc proszę cię, żebyś ułożył sobie życie z kimś innym. Tak będzie lepiej.
-Leanne, ale ja cię kocham.
Nie mogłam się z nim dłużej kłócić. Miałam za słabą wolę. Nie umiałam przekonywać go by mnie zostawił, kiedy chciałam by został. Byłam cholerną egoistką. Zamiast wyjść w tym momencie z pokoju, pocałowałam Rahla, a że oboje wiedzieliśmy, że to nasze ostatnie wspólne chwile, zawładnęło nami pragnienie wzajemnej bliskości, przez co kilkanaście minut później schodziłam ze schodów ze świadomością, że za dziewięć miesięcy urodzę syna Rahla.

     Wpatrywałam się w spływające po szybie krople deszczu. Wracałam do domu i wcale nie byłam z tego faktu zadowolona. Rodzice przez cały czas milczeli. Widziałam jak byli na mnie zdenerwowani, jednak to chyba ja byłam bardziej poszkodowana. To nie oni mieli wyjść za pijaka i nie oni musieli wynosić się z domu. Złe przeczucia nadal dręczyły moje myśli. Przeprowadzka wcale nie była najgorszą rzeczą, jaka mnie dziś spotkała. Dziecko zapewne również. Pogładziłam mój brzuch. Oczywiście nie poczułam żadnej wypukłości, ani niczego, co mogłoby wskazywać na ciąże, jednak wiedziałam. Byłam na siebie strasznie zła. Przecież obiecałam sobie, że nie skarżę własnego dziecka na cierpienia, że nie założę rodziny. Pojawiła się nawet myśl o zabiciu dziecka, ale natychmiast ją odtrąciłam. Nie mogłabym... Poza tym babcia napisała w liście, że gen wygasa... Może właśnie mojego syna ominie, tak jak ominął moją matkę? Jednak co jeśli rodzice się dowiedzą? Znowu mnie wyrzucą? Wygonią do Rahla? Zmuszą do ślubu? Czego oni w ogóle chcieli ode mnie teraz? Na pewno nie przyjechali po mnie z tęsknoty.
    Kiedy tylko zobaczyłam pałac, poczułam złość. Na podjeździe stało kilka karet, a to nie wróżyło niczego dobrego.
-Dziś dokończymy to, co przerwał ten prostak. - Poinformował mnie ojciec.
-A możesz mi przypomnieć co takiego przerwał George? Bo jakoś nie mogę sobie przypomnieć.
Starałam się zachować zimną krew, ale perspektywa tego co zaraz mnie spotka, przerażała mnie.Mogłam to ukryć przed rodzicami, ale nie przed samą sobą.
-Leanne! Nie pozwalaj sobie. George to twój przyszły mąż. Rahl ostatnio przerwał zaręczyny, ale teraz całe szczęście o niczym nie wie. Powinnaś się cieszyć, że George cię po tym wszystkim jeszcze chce poślubić.
-Nie wyjdę za niego. Gardzę wami. Jesteście tak zaślepieni pieniędzmi, że jesteście za nie poświęcić czyjeś życie. Po co mnie przygarnialiście do domu? Nudziło się wam, więc postanowiliście sobie kupić córeczkę?
Wyszłam z karety i wbiegłam do pałacu. Od razu pobiegłam do kuchni, gdzie miałam zagwarantowany spokój. Przy służbie nie było mowy o rozmowach na tak prywatne tematy.
-Panienka Lace! - W pomieszczeniu pojawiła się Muriel. Ucieszyła się na mój widok. Kobieta, którą zawsze traktowałam jak popychadło cieszyła się na mój widok. A w czym byłam od niej lepsza? Tym, że wychowywałam się w bogactwie, niczym innym. Zabolało mnie, że guwernantka, którą źle traktowałam, czuła do mnie więcej sympatii, niż kobieta którą przez szesnaście lat uważałam za matkę.
Rzuciłam się starszej kobiecie w ramiona i rozpłakałam się jak małe dziecko. Nikomu innemu nie mogłam. Służba patrzyła na mnie i chyba nawet im było mnie żal.
-Muriel, ja nie chcę za niego wychodzić! - wychlipałam. Byłam w rozpaczy. Goście znajdowali się kilkanaście metrów stąd i tylko czekali aż się pojawię, dojdzie do zaręczyn, a oni będą wreszcie mogli się nachlać i nażreć.
Kobieta tylko westchnęła i pogładziła mnie po plecach.
-Dziecko, ja nic nie mogę z tym zrobić. Gdyby to ode mnie zależało, nigdy bym nie pozwoliła na ten ślub.
Jeszcze miesiąc temu, Muriel pewnie wyleciałaby z pracy za zwrócenie się do mnie w ten sposób. Teraz byłam jej... wdzięczna. Potrzebowała kogoś, kto mnie zrozumie, a ona najwyraźniej rozumiała.
-Wyjdźcie wszyscy. - Poleciła służbie moja matka, wchodząc do pomieszczenia. Kilkanaście sekund później zostałam tam tylko ja, George i moi "rodzice".
-Leanne, jak ja cię dawno nie widziałem. - Szatyn szeroko się do mnie uśmiechnął, po czym próbował przytulić, przed czym się skutecznie obroniłam. Nie było to trudne, zważając na to, że znów był pijany i z trudem mógł ustać na nogach. -Mam nadzieję, że ten prostak cię nie zhańbił, inaczej będzie z tobą źle. - Ostatnie słowa powiedział mi do ucha tak, aby Lars i Gabrielle tego nie usłyszeli.
-Zhańbił i to paręnaście razy, sama weszłam mu do łóżka - podobnie jak on -wyszeptałam mu to do ucha. Zaraz potem zrobił się czerwony ze złości.
-Na twoim miejscu bym się tym nie chwalił, dostanie ci się za to. Może ten prostak był dla ciebie delikatny, ale ja...  - Zaczął, ale mój głośny śmiech go uciszył.
-Doprawdy George? A kogo wynajmiesz, żeby się na mnie zemścił? Bo z tego, co słyszałam, ty nie bardzo masz czym.
Nim zdążyłam się zorientować, ręce George'a zacisnęły się na mojej szyi. Spojrzałam na stojących w progu rodziców, którzy tylko przyglądali się całej sytuacji. Nie mogłam liczyć na pomoc z ich strony. Brakowało mi powietrza, a oni po prostu przyglądali się, jak George mnie dusi. Traciłam przytomność, kiedy z mojego ciała wydobyła się moc w postaci niewielkiej świetlistej kuli. Szatyn wylądował na podłodze, po drodze rozbijając sobie głowę o kant kuchennej szafki. Łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Było mi słabo, czułam że zaraz upadnę. Kątem oka zauważyłam jak George podnosi się z podłogi. Szarpnął mnie za ramię i zaciągnął do salonu, gdzie znajdowało się około czterdziestu osób, które zostały zaproszone na nasze zaręczyny.
-To wiedźma! - Krzyknął, a rozbawieni dotąd goście zamilkli i zszokowani wlepili oczy w naszą dwójkę. W sumie patrzyli na George'a... i muszę przyznać, że patrzyli na niego jak na wariata.
-No patrzcie! - Krzyknął i ponownie chwycił mnie za szyję. Modliłam się w duchu, aby moja moc nie dała o sobie znać. Wolałam umrzeć, niż... umrzeć? Przecież gdyby zorientowali się, że jestem czarownicą zabiliby mnie. Jednakowoż wolałam umrzeć teraz, niż zostać spalona na stosie, poprzez wbity w serce kołek, czy co jeszcze mogą wymyślić ludzie.
Zaczynało mi brakować powietrza. Już odpływałam, obraz przed moimi oczyma zamazywał się. Zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak kilku mężczyzn próbuje odciągnąć ode mnie George'a, po czym straciłam kontakt z otoczeniem.

-Muriel! - Krzyknęłam, kiedy odzyskałam przytomność. Chciałam wiedzieć co się stało i jak znalazłam się w moim pokoju.
-Tak, panienko? - weszła do pokoju.
-Usiądź, proszę. - Kobieta posłusznie zajęła fotel i patrzyła na mnie, czekając na moje dalsze polecenia. -Możesz mi powiedzieć co się stało, kiedy... straciłam przytomność?
Mówienie sprawiało mi niemały ból. Nadal czułam ucisk na szyi. Pomasowałam ją, lecz to nic nie pomogło.
-Cóż... zaraz po tym jak panienka zemdlała, panowie zdołali odciągnąć panicza George'a. Biedna pani Creswell wpadła w histerię, chyba każda matka by w nią wpadła, kiedy musiałaby patrzeć na własnego syna w takim stanie. Pan Creswell zamierza posłać panicza na leczenie do kliniki. Jak ten alkohol niszczy ludzi. - Westchnęła.
-Czyli nikt mu nie uwierzył? - zapytałam cicho wpatrując się w przeciwległą ścianę.
-Nie.
-A gdzie są moi... rodzice. - Ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło i to niekoniecznie z powodu wielkiego bólu, jaki czułam nadal.
-Wyjechali gdzieś. Chyba do pana Rude.
-Słucham? - zapytałam zszokowana. Czegóż oni znów chcieli od Rahla? A może to jego podejrzewali o to, że jestem kim jestem?
-Nie jestem pewna...
-Dobrze. - Westchnęłam. -Możesz zostawić mnie samą? Nadal niezbyt dobrze się czuję.
Muriel posłusznie opuściła pokój, a ja zasnęłam marząc o tym, by już się nie obudzić.

     Obudziłam się w środku nocy. Znów miałam zły sen. Miałam już tego dość. Zbiegłam na dół, do gabinetu ojca i wyciągnęłam z barku butelkę wina, po czym wzięłam z kuchni kieliszek i udałam się z powrotem do mojego pokoju. Wygrzebałam z nierozpakowanej jeszcze walizki słoiczek z eliksirem i całą jego zawartość wlałam do kieliszka. Potem otworzyłam butelkę z winem i dolałam do napoju. Bałam się jak cholera, ale wiedziałam, że teraz już nie mam wyboru. Teraz, kiedy moi rodzice wiedzieli kim jestem, musiałam tak postąpić. Inaczej i tak nie miałabym życia. Albo męczyłabym się w domu, albo zabili mnie przy pierwszej nadarzającej się okazji. W sumie, wątpiłam w to, że eliksir zadziała. W księdze pisało, że powinno się go wypić zaraz po przestygnięciu i że tylko doświadczeni czarodzieje potrafią przyrządzić go jak trzeba. Poza tym dostała się do niego moja krew... Postawiłam wszystko na jedną kartę... albo umrę, albo nic mi się nie stanie. Wszystko zależy od losu, nie ode mnie. Już sięgałam po kieliszek, kiedy usłyszałam pukanie w szybę. Wzięłam ze stolika świecę i ze strachem podeszłam do okna. Uśmiechnęłam się na widok Rahla i wpuściłam go do środka.
-Dobrze, że masz drabinkę przy oknie. - Uśmiechnął się szeroko. Był wyjątkowo wesoły.
-Musiałam kiedyś załatwić coś w tajemnicy przed rodzicami... Zupełnie o niej zapomniałam. - Odpowiedziałam zmęczonym głosem. Złapałam się za szyję. Miałam nadzieję, że po kilku godzinach ból odpuści, jednak najwyraźniej musiałam poczekać dłużej.
-On ci to zrobił, prawda? Zabiję go, jak go tylko spotkam. Przeklęty pijak! - Krzyknął ze złością.
-Skąd wiesz?
-Leanne, całe miasto tylko o tym huczy.
-Boże. - Mruknęłam pod nosem i usiadłam na łóżku. Zakryłam twarz dłońmi. Zastanawiałam się jak wiele ludzie słyszeli. Jeżeli słyszeli o tym, że George nazwał mnie wiedźmą, za jakiś czas mogło się to obrócić przeciwko mnie. Będę się musiała stąd wynieść najszybciej jak to tylko możliwe.
-Leanne, ale teraz będziemy mogli się stąd wyprowadzić. - Złapał mnie za rękę i uklęknął przede mną.
-O czym ty mówisz Rahl? - Zapytałam, spoglądając na niego z góry.
-Twoi rodzice zgodzili się na nasz ślub.
-Słucham?! O nie! Rahl, nie wyjdę za ciebie, mówiłam ci już! Obiecałeś mi! Dopiero, co wyplątałam się z jednych zaręczyn, wszystko mi się burzy, a ty to jeszcze wykorzystujesz?! - Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Nie mogłam wyjść za Rahla. Nie teraz, kiedy całkowicie nie potrafiłam panować nad mocą.
-Leanne... nie wykorzystuję sytuacji! Twoi rodzice sami do mnie przyjechali i zaproponowali, bym cię poślubił. Powiedzieli, że mam czas do końca miesiąca, inaczej znajdą kogoś innego na męża dla ciebie. Myślałem, że coś do mnie czujesz. Skoro jesteś zmuszona kogoś poślubić, dlaczego to nie mogę być ja?
-Rahl, ja za nikogo nie wyjdę, nie teraz, nie ma mowy. Kompletnie nie jestem na to gotowa. Obiecuję, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się na małżeństwo, jesteś jedynym, którego będę brała pod uwagę, ale błagam, Rahl teraz to odkręć.
-Leanne, jeżeli nie wyjdziesz za mnie, wyjdziesz za kogoś innego. Twój ojciec jasno dał mi to do zrozumienia. Zresztą, już mieszkaliśmy razem, chciałaś ze mną zostać, dlaczego więc nie chcesz mnie poślubić? Nie musimy od razu zakładać rodziny, mieć dzieci, będzie tak jak przez te ostatnie dni.
-Nie będzie żadnego ślubu. - Powiedziałam stanowczo. Zapanowała między nami kilkusekundowa cisza.
-Oczywiście, Leanne. Nie jestem Georgem, więc do niczego cię nie zmuszę. Życzę szczęścia z kolejnym idiotą, który nie da ci wyboru, ale nie licz na to, że znów przyjdę ci z pomocą. - Podszedł do okna i próbował je otworzyć, jednak najwyraźniej złość wzięła nad nim górę. Szarpał się z nim chwilę, lecz bezskutecznie.
-Rahl, to nie tak! - Podeszłam do niego i objęłam jego plecy. Zaraz wyplątał się z mojego uścisku.
-A jak? Myślałem, że oczekujesz ode mnie czegoś więcej niż kilku upojnych nocy. Myślałem, że kochałaś się ze mną z miłości, a nie z czystego pożądania. Mówią, że to faceci....
-Rahl, mi naprawdę na tobie zależy, ale znamy się zaledwie kilka tygodni. Mam szesnaście lat. Całe życie mi się posypało, nie jestem gotowa. Za bardzo się boję, Rahl nie może dojść do tego ślubu, nie teraz. Rahl, nie jestem tym kim myślisz, że jestem.
-To powiedz mi kim jesteś.
-To nie jest takie proste jak myślisz, nawet byś mi nie uwierzył. Jeśli mnie poślubisz, twoje życie stanie się piekłem.
-A ja myślę, że po prostu chcesz się wywinąć. Leanne, twoi rodzice naprawdę upierali się przy ślubie jak najszybciej, a nie oddam cię tak po prostu. Nie mogę cię stracić teraz, kiedy mam szansę być z tobą już na zawsze.
Sięgnął po kieliszek z winem, w którym oprócz wina znajdował się również eliksir. Przełknęłam ślinę, ale nic nie powiedziałam, nie zareagowałam, choć wiedziałam że to go może zabić. Po prostu stałam tam jak głupia. Sama nie wiem, czy tak wierzyłam w nieskuteczność eliksiru, czy łatwiej mi było ryzykować życiem Rahla niż swoim. Zanurzył usta w czerwonym płynie po czym osunął się na podłogę i zaczął dusić. Na jego twarzy wymalowało się przerażenie, a ja przyglądałam się temu nie wiedząc co robić, nie docierało do mnie co się dzieje. Oprzytomniałam dopiero po chwili .
-Rahl! - Krzyknęłam i uklękłam przy nim. Jednak wtedy z trudem złapał oddech i zamknął oczy. -Rahl. - Szepnęłam. -Nie... ja nie chciałam. - Zaczęłam płakać, ale moje łzy na nic nie zdały się Rahlowi. Jak ostatnia egoistka wstałam i zbiegłam piętro niżej, gdzie znajdowały się sypialnie służby. Zawołałam Sama i kazałam mu przenieść Rahla do piwnicy, twierdząc, że chciał mi zrobić krzywdę, a ja go uderzyłam w obronie. Sam twierdził, że Rahl jeszcze żyje, proponował zadzwonić po lekarza lub po stróża, ale zabroniłam mu komukolwiek o tym mówić. Kiedy już przeniósł ciało Rahla na dół, odesłałam go do siebie.
Stanęłam w drzwiach i przyglądałam się jak z Rahla uchodzi życie. Podeszłam do niego i przytuliłam ciało, którego temperatura zaczęła spadać. Złapałam go za rękę, czułam jak jego puls słabnie. Rozpłakałam się, uświadamiając sobie, że zabiłam jedyną osobę, która mnie kochała i zrobiłaby dla mnie absolutnie wszystko. Zabiłam go, bo nie byłam zbyt wielkim tchórzem, żeby odebrać życie sobie.
-Tak bardzo cię przepraszam. - Szepnęłam zupełnie niepotrzebnie. -Rahl, wyjdę za ciebie kocham cię, tylko proszę obudź się. - Opanowałam łzy naiwnie wierząc, że moje słowa coś dadzą. Kiedy jednak nie dostałam odpowiedzi rozpłakałam się na nowo, a potem pocałowałam Rahla w czoło i wyszłam.
Nie potrafiłam patrzeć jak umiera.
Nie potrafiłam być przy nim nawet w chwili śmierci.

* trujące zioła

~~~
Witam!
Przepraszam za spóźnienie i za jakość rozdziału, ale ostatnimi czasy byłam chora i pisałam z gorączką. Spóźnienie zaś wynika z tego, że dużo się działo w moim życiu i niestety nie były to dobre rzeczy, przez co kompletnie nie miałam głowy do pisania.
Działo się w rozdziale, ale nie martwcie się, następny pisze Kasia, a wiadomo z czyjej perspektywy Kasia pisze, także nie opuszczajcie nas, przez to że zabiłam Rahla, choć sama siebie z tego powodu nienawidzę :c
Teraz dopiero zacznie się akcja xD
Okay, przestaję pisać te bzdury, chyba gorączka wraca. Miłego tygodnia.
Do napisania :) x

3 komentarze:

  1. Ale jak to, dlaczego? Rahl umarł? Taki był słodki i już go nie ma? Miejcie litość, dajcie mu jeszcze pożyć, niech ma jakąś zapaść czy coś i niech z tego wyjdzie. Przecież będzie tatusiem...
    Czuję, że nie bez powodu Lea wspomniała o kropli swojej krwi w truciźnie i jeszcze okaże się, jak wpłynęło to na działanie naparu. Dobrze zgaduję? Zastanawiające, z jakiego powodu 'rodzicom' dziewczyny tak zależało, żeby wydać ją jak najszybciej za mąż. Może nie chcą, żeby stała jej się krzywda po tym, co powiedział George, bo tak naprawdę jednak ją kochają?
    Sporo się działo w rozdziale, fakt, ale mimo pewnego chaosu wszystko było jasne, więc głowa do góry. Jeśli ktoś umie pisać, to i choroba tego nie zmieni, o ile nie przerobi człowieka na warzywo ;)
    Pozdrawiam, idę uspokoić myśli po tym, co spotkało biednego Rahla.

    OdpowiedzUsuń
  2. CO?! Jak mogłyście zabić Rahla ! Ja myślałam, że jednak on sie obudzi, a tu proszę! Rahl nie żyje...Nie no... nie wierzę xd Wszystko już było tak dobrze. Ona w ciąży, może poślubić Rahla, a jednak on umiera... Chociaż wciąż myślę, że nie. Coś się stanie przez to, że jej krew dostała się do tego eliksiru :D
    On nie może tak skończyć... Boże, jak ja to przeżywam xd
    Ogólnie to zaskoczyłyście mnie :D Rozdział jak zwykle świetny, więc nie będę się zbytnio rozpisywać :*
    A! I jeszcze jedno, tam na początku wspomniana była kolacja, a potem, że zjedli obiad xd

    Pozdrawiam <3
    seoanaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wiem, że Rahl tak po prostu nie umarł, ale jeny, tyle się zdarzyło w tym rozdziale.. Poszalałaś, Aneczko. Nie do końca rozumiem, czemu Leanne tak się uparła, by odebrać sobie życie. Czy nie mogła stać się egoistką, zamieszkać z Rahlem i olać wszystkich i wszystko dookoła? Tak, moja romantyczna strona się odezwała. Ciekawa jestem i to bardzo, jak to wszystko teraz rozwiążecie. Pisz, Kasiu, szybciutko!
    / forbidden-feeling

    OdpowiedzUsuń